Alina Petrowa-Wasilewicz: Jest we mnie coś z pozytywistki

Agata Puścikowska Agata Puścikowska

|

GN 16/2024

publikacja 18.04.2024 00:00

O misji katolickiego dziennikarstwa i postępowych katoliczkach, których nie chcą znać polskie feministki, mówi Alina Petrowa-Wasilewicz, laureatka nagrody Stowarzyszenia Wydawców Katolickich Mały Feniks 2024.

Alina Petrowa‑Wasilewicz dziennikarka, autorka książek, artykułów i analiz poświęconych życiu Kościoła, świeckim w Kościele, tradycji kobiecej. Laureatka wielu nagród – w tym Małego Feniksa 2024. Przez kilka lat przewodnicząca Krajowej Rady Katolików Świeckich oraz członkini Krajowej Rady Duszpasterstwa Kobiet. Alina Petrowa‑Wasilewicz dziennikarka, autorka książek, artykułów i analiz poświęconych życiu Kościoła, świeckim w Kościele, tradycji kobiecej. Laureatka wielu nagród – w tym Małego Feniksa 2024. Przez kilka lat przewodnicząca Krajowej Rady Katolików Świeckich oraz członkini Krajowej Rady Duszpasterstwa Kobiet.
Agata Puścikowska /Foto Gość

Agata Puścikowska: Jeśli chodzi o karierę zawodową, z czego jesteś najbardziej dumna? Dorobek masz ogromny...

Alina Petrowa-Wasilewicz:
Z tego, że przez 20 lat pracowałam w KAI-u jako anonimowy mnich informacyjny. Chodzi mi o to, że praca w agencji informacyjnej jest trudna, żmudna, wymagająca i... anonimowa. Podpisujesz się nie własnym nazwiskiem, lecz inicjałami. I nie pracujesz na własne nazwisko, tylko po to, by inni mogli korzystać ze zdobytej przez ciebie wiedzy. Praca w agencji informacyjnej, kościelnej wymagała dyspozycyjności, poszerzania wiedzy, rzetelności. Pracowało się czasem po wiele godzin, by kraj i świat poinformować o ważnych wydarzeniach w Kościele. Pielgrzymki Jana Pawła II, później śmierć Ojca Świętego wymagały pracy nocą, budzenia komentatorów, dzwonienia, wysyłania. Ale to miało sens i wartość, które odczuwałam.

Misja?

Bardziej chyba służba informacyjna. A to wszystko przy trójce dzieci, obowiązkach rodzinnych. Dawaliśmy radę jako zespół i – co chyba coraz rzadsze w redakcjach – pomagaliśmy sobie, wspieraliśmy się nawzajem. Nie było między nami intryg i złej rywalizacji. Nie wszyscy ówcześni korespondenci z terenu byli dziennikarzami. W efekcie depesze, które do nas przychodziły, wymagały poważnej redakcji. Mieliśmy nawet na to określenie: „depesza za trzysta dni odpustu”. A bywały depesze za... dziewięćset.

Kiedy znajdowałaś czas na pisanie książek?

Coraz głębiej poznawałam dzieje Polek, wielkich kobiet, patriotek, w tym sióstr zakonnych, i fascynowało mnie, jak one potrafiły zmieniać społeczeństwo, kraj, walczyć o wolność. Chciałam przekazać, że Polki mają wielkie dziedzictwo, z którego powinnyśmy być dumne. Próbowałam więc, na miarę możliwości i środków, przenieść to na papier w formie książkowej. A udawało się chyba dlatego, że po pierwsze mi zależało, po drugie byłam młodsza, a po trzecie – potrafiłam zorganizować sobie czas.

Napisałaś 20 świetnych książek, ale większość z nich nie zostało jednak bestsellerami...

Nie stały się bestsellerami, bo miały ograniczoną dystrybucję albo były przeznaczone na potrzeby zgromadzeń żeńskich. Napisałam m.in. wiele książek o założycielkach zgromadzeń honorackich – kobietach, które wyprzedzały swoją epokę, nakręcały pozytywne zmiany społeczne, kształtowały kolejne pokolenia Polek. I to było dla mnie dużo ważniejsze niż fakt, że tytuły nie sprzedały się w dziesiątkach tysięcy egzemplarzy. Te prace przyczyniały się do popularyzacji opisywanych postaci, porządkowały wiedzę. Niektóre z kobiet, o których pisałam, są już błogosławionymi, inne sługami Bożymi.

Szeroko znane nie są...

Niestety. Ale kształtowanie i formacja społeczeństwa to nie jest sprawa jednorazowa. To wymaga czasu, sił i środków. Róża Godecka założyła pierwsze na świecie zgromadzenie dla robotnic, troszczące się o pracownice fizyczne fabryk. Był wiek XIX, czas rewolucji przemysłowej, który dla biedniejszych kobiet oznaczał często pauperyzację, poniżenie, upadek moralny. A Godecka założyła zgromadzenie, które szło do fabryk, pomagało kobietom w różny sposób, nawracało je. Mówi się, że papieska encyklika Rerum novarum była spóźniona o dwa pokolenie, i zapewne jest to prawda. A ja przypominam, że w Polsce jeszcze przed jej powstaniem mieliśmy Różę Godecką, która nie chciała „trzebić kapitalistów” jak Marks, lecz wielopłaszczyznowo wspierać ludzi pracy. W ostatecznym rozrachunku wiemy, kto miał rację. A Eleonora Motylowska – kolejna fantastyczna kobieta, która stworzyła zgromadzenie pracujące wśród służących, wyciągała je z biedy moralnej i ekonomicznej. Takich postaci jest więcej...

Myślisz, że tzw. środowiska kobiece mogłyby wziąć je na sztandary?

Kiedyś rozmawiałam ze znaną profesor – feministką, która formuje rzesze młodych kobiet. Chciałam rozmawiać o moich wzorcach walki o prawa kobiet, katoliczkach, które zmieniały kraj. Ta wiedza o nich jest dostępna, tylko trzeba chcieć po nią sięgnąć. Pani profesor najwyraźniej jednak nie chciała, nie miała takiej potrzeby. Wyczuwałam pewnego rodzaju blokadę na prawdę, że katoliczki, Polki były sprawcze, postępowe i stanowiły społeczno-gospodarczą awangardę. To nie jest tak, że współczesne polskie feministki nie wiedzą nic o Motylowskiej czy Godeckiej, bo nie otrzymały wiedzy trudno dostępnej. One nie chcą wiedzieć, bo łatwiej przyjąć jedynie słuszną dla nich narrację, że polskie kobiety były tępione przez mężczyzn (pewnie głównie kler), nie umiały pisać ani czytać – i były ofiarami patriarchatu. Taka skrzywiona perspektywa jest im chyba potrzebna. Ja chcę patrzeć szerszej. Bo była Róża Luksemburg. Ale była też Róża Godecka, która nie stawiała na przemocowe rozwiązania w społeczeństwie, nie stała się rodzajem „ikony” i cicho robiła swoje. Ja też tak chcę – nawet jeśli ktoś pomyśli, że piszę sobie a muzom.

Nie czujesz czasem zwątpienia?

Przyzwyczaiłam się właśnie w KAI, że ja pracuję, a efekty mojej pracy idą w świat i... nie wiem, co się z nimi dzieje. Moje zadanie to orać. A Pan żniw zajmuje się resztą. Mam świadomość, że my – katolicy – mamy obowiązek tworzyć kulturę, zmieniać, pokazywać szerszą perspektywę, prawdę i piękno. Szczególnie w czasach zakłamania, braku piękna i wręcz postępującej barbarii.

Dla mnie to właśnie mało motywujące...

Miej świadomość, że ludzkość nie jest w stanie całymi pokoleniami żyć bez sensu, żreć i kopulować. Nie po to nas Bóg stworzył. W pewnym momencie budzą się jednostki, budzą się i społeczeństwa. Ale muszą mieć bazę, muszę mieć dobry adres, do którego wrócą. To prawda, że jako społeczeństwo jesteśmy w jakimś mroku. Ale nie wolno nam się poddawać, ulegać zniechęceniu. Okna się zamykają, otwierają się do działania drzwi. Zaczynam teraz pisać książkę o kobiecie „z dawnych czasów”, która jest w stanie zafascynować współczesne dziewczyny. Dlaczego? Między innymi dlatego, że była bogatą i wpływową osobą, miała w zasadzie wszystko, ale potem życie się tak potoczyło, że materialnie straciła całość. I nadal była wielką, wspaniałą postacią, kobietą wybitną. Mogła być i panią szaletową bez grosza przy duszy, bo miała klasę, mądrość, wiarę. Współczesne dziewczyny kochają ciuchy, często kasę i chodzenie po galeriach. Co się stanie, gdy to wszystko stracą? Co im zostanie? Też pozostaną damami? Moja postać pokazuje, że można robić wielkie rzeczy, być piękną, mądrą kobietą niezależnie od okoliczności, polityki, zmian społecznych.

Ty jesteś... pozytywistką. To stwierdzenie, nie pytanie.

Jest we mnie coś z pozytywistki. Wierzę, że to, co robimy, ma głęboki sens, buduje i zmienia. Robię to, co robię – w zakresie możliwości i umiejętności. Oczywiście, chciałabym napisać książkę, która okaże się best­sellerem i sprzeda się w milionie egzemplarzy. Dlaczego? Żeby to, co przekazuję, szeroko dotarło do ludzi. Mam jednak świadomość, że to raczej niewykonalne: tematami i gatunkiem nie wpisuję się w modę i coraz bardziej dominującą wizję świata. Nie ulegam lewicowej pokusie, że świat trzeba zmienić natychmiast i ostrymi metodami, a najlepiej przy okazji zawrócić koryto rzeki. Taka zmiana to rewolucja, co zwykle kończy się fatalnie. Ja wolę inaczej, tak jak uczy tradycja Kościoła: wolniej, z rozmysłem, bez spektakularnych sukcesów. Moje nazwisko nie jest i nie będzie szeroko znane. Ale wierzę, że to, co siejemy, zaowocuje.

A może z tymi treściami warto się przenieść na TikToka?

Na zasadzie zabawnej staruszki? Nie, to już nie dla mnie. Ale przecież są młodzi, którzy będą potrafili transponować i nowocześnie pokazywać otrzymane od starszych treści. Dlaczego nie połączyć sił? To jest możliwe. Polacy potrzebują i będą coraz bardziej potrzebować wartości – nazwijmy je – konserwatywnych, więc szukajmy wspólnie nowych rozwiązań, nowych środków przekazu. Ale też nie zapomnijmy o działaniu analogowym, przez tworzenie małych środowisk skupionych wokół wielkich wartości. Świadomie, bez zniechęcenia, małymi krokami. Przecież kropla drąży skałę.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.